skip to main |
skip to sidebar
No i mamy nowy,piękny rok 2010.Nowe trudności w przyzwyczajaniu się do pisania daty,nowe postanowienia,które w gruncie rzeczy mają datę przydatności 1 miesiąc -potem i tak wracamy do starych nawyków. Na świecie w moc noworocznych fajerwerków wybuchły ładunki wybuchowe,bo szaleńcy żyją w przeświadczeniu,że mają monopol na prawdę.W Polsce,zdaje się, że też po staremu. Religia wpycha swoje macki w świeckie życie niczym jakiś średnio rozgarnięty monster z horrorów kategorii D.I tak,u nas też po staremu. Blog ma rok.I obym miała czas na więcej pisaniny niż pod koniec zeszłego roku.
Wraz z całą ferajną stanęliśmy na krawędzi naszego życia i zmusiło nas to do wyprowadzki. Spakowaliśmy więc i gadzie manatki.W świecie sziołbiiii kolejne ustno-silikonowe afery,a my trwamy w zmaganiach spakowania do auta 1 kwadratowy na 1m kwadratowy całego naszego dorobku. Trochę jak gromada szarańczy czy innych najeźdźców ,o których się nawet nie śniło najbardziej zacietrzewionym historykom. Jak Ci kozacy eksplorujemy tereny i przejmujemy przez zasiedzenie :) W takim momencie nie sposób było nawet oddać się refleksjom związanym ze Świętem Zmarłych i coraz to bardziej zaewoluowanymi technicznie nowinkami w świecie zniczy. Wkrótce to każdego znicza będzie sprzedawany turbo reaktor...takie bowiem cudeńka próbuje się nam sprzedać. Ot,taki lajf.
(Żeby docenić urok fotki polecam na nią kliknąć)Ten pan żyje,on tylko zażywa relaksu. Ostatnio uległam Teduniomanii,jak widać po zdjęciu nie tylko ja się wyluzowałam.Salvador na pełnym baunsie żyje jak prawdziwy pimp i gwiazdor rapu. 2 lachony przy boku,życie na full lansiku.Niepoprawny optymista wyleguje się w promieniach hedonistycznego słońca.Wielkie radości małego życia.