sobota, 31 stycznia 2009

Seksmisja

Dziś dostososwywując się do panujących czasów ,trendów i zachowań -zagranie pod publiczkę,czyli coś dla fanów kultury obrazkowej.
"Focia" numer 1
Salvador w czasach kiedy był szczęśliwym posiadaczem jajec,własnego M i oczywiście własnej sfery intymnej ,nieskażonej dwiema paskudnymi przedstawicielkami płci uznawanej za piękną.Na załączonym zdjęciu,Salvador pracował w kamieniołomach,niech pasożyt zarabia na siebie.A co.
I focia numer 2.
Biedny Salvadorek,wciąż w sterylnym faunaboxie.Zagląda przez szybę do "Nowego,lepszego świata"."Nie ma mężczyzn? A dlaczego tu nie ma okien? A dlaczego tu nie ma klamek?"
Focia numer 3.
Grupen Sexen (młodzież poniżej 18 roku życia zasłania oczy teraz,proszę).Zdjęcie to powinno się znaleźć na plakacie kinowym filmu "Seksmisja" wyemancypowane samice wyeksterminowały samca i zabawiają się we własnym gronie.Toż to jakiś feministyczny manifest,rosną mi pod nosem sufrażystki,tylko czekać jak coś spalą w zastępstwie staników.Whoah!
Focia numer 4.
Gdy już tak unieszkodliwiły gada męskiego,czas na pełną samowolkę.Upiła się Tamara witaminami z tej radości.Nawet nabrała intensywniejszych ruchów.To jej własna "Deklaracja Nieuległości":)
Focia numer 5
"Obecnie wszystkie stoimy twardo i pewnie na gruncie umożliwiającym nam niedopuszczenie do zarazy, której na imię mężczyzna, i na którą jesteśmy wszystkie uodpornione."
Ps
cytaty pochodzą z

środa, 28 stycznia 2009

Bruce Lee,plask,dres-czyli akcja!

Ktoś może się zorientował,a może niechcący stworzyłam na blogu przekaz podprogowy,ale nie bez powodu powyżej widać zdjęcie Bruce'a Lee,a tytuł bloga to Enter The Dragon.Tak,niejeden "rączy" umysł wnet rozwiąże ten rebus.Z marketingowego punktu widzenia powinnam teraz zaoferować nagrodę,a najlepiej cenną. To przełożyłoby się na poczytność, pozycjonowanie, zaistnienie w blogosferze.. oraz cały splot marektingowych wydarzeń ,o których mi się nawet nie śniło.Pozycjonowanie,Poczytność.I pomyśleć,że "Wielcy Naszego Narodu" mówią,że internet to zło wcielone,piwo i pornografia wyłącznie...a tymczasem ..ot,można się takich trudnych,wielosylabowych słów nauczyć.

W każdym razie,nie bez powodu mój blog ma związek z Bruce'em (że się tak spoufalę). Chłopina wstrząsał niejednym dziecięcym sercem dzięki niezłomnej postawie,dzięki honorowi i walecznemu sercu,ale głównie dzięki szybkim nogom i kolorowym dresom.Klasyka kina "Hadzia!Ajwa"po prostu. Pomiędzy tymi znaczącymi onomatopeicznymi (powinnam za te długie wyrazy co najmniej jakąś nagrodę literacką dostać)tworami zawsze następowała seria ciosów,raz po raz przerywana wymownym spojrzeniem numer pięć na ten przykład.Bruce w żółtym dresie,nie wiedzieć czemu wystylizowany na pszczółkę Maję,rzucający gniewne spojrzenia...toż to czysta rozkosz.

Pomijając zachwyty jakie wzbudzały sceny walk,spektakularne upadki,kopnięcia o prędkości ponaddźwiękowej -to nie bez znaczenia pozostaje gra aktorska. Ćwierć dzieciństwa spędziło się przed lustrem próbując zilustrować twarzą dźwięk "hadzia!"Toż to wyraz aktorskiego triumfu by jednym dźwiękiem wydanym otworem gębowym,gestem i mimiką wyrazić kilkaset linijek tekstu ze scenariusza,a nie daj Boże streścić całą fabułę..Mali wściekli ludzie,wykrzykujący gniew, w sobie tylko znanej tonacji...i choć bariera językowa nie pozwala ogarnąć w pełni o co chodzi temu małemu,żółtemu człowieczkowi,który nie dość,że podskakuje koło naszego Bruce'a to jeszcze nie wiadomo czemu spazmatycznie trzęsie rąsiami- to i tak wiadomo było,że Bruce i tak skopie wszystkim tyłki.

Detale budują nastrój.
Budujący napięcie, pojawiający się w tle złowieszczy dźwięk tamburynka przygrywającego w chwilach grozy.Nunchaku,które wydaje dźwięk niczym salwa armatnia,upadający człowiek brzmiący jak gdyby właśnie upadał burzony Mur Berliński. Czy wreszcie cios w twarz,którego odgłos dziś oglądany w jakości Dolby Surround ogłuszyłby niejednego.Ach,co to były za filmy.

No więc,pomyślałam sobie,że zdynamizuję nieco blog.Wrzucę opisik walk Bruce'a,a następnie dla zobrazowania dodam parę zdjęć Fridy,Salviego i Tamary czyli moich Dwóch i Pół Aniołków Charliego (ta 1/2 to jednojajeczny Salvi rzecz oczywista).
Jednakże,dokonawszy selekcji ujęć mojej Trójcy, zdałam sobie sprawę,że gwiazdami "Za Szybcy ,Za Wściekli" to oni nie będą.

Oto moje gwiazdy azjatyckiego kina "Hadzia!Ajwa!" w pełnej dynamizmu odsłonie.Zabijają mrugnięciem.Ot co.(wszystkie zdjęcia wykonane w chwili największego pobudzenia,czyli zaraz po...przebudzeniu).

wtorek, 27 stycznia 2009



Dość tej ptasiej grypy na blogu,więc zamiast straszyć Was komiksem z kurakami...oto zdjęcia prawdziwych zwierząt.Tamarka i Fridka.
Fridka pręży ciało niczym jakaś Wenus wynurzająca się z czeluści morskich.A i owszem,Frida czuje się jak bogini w terrarium,zwłaszcza teraz ,gdy podstępem najokrutniejszym z możliwych pozbyła się męskiego przedstawiciela stada -zawładnęła terrarium.Została jej co prawda konkurencja w postaci dorodnej Tamary,ale tak z natury spokojna i uśpiona,najczęściej ukrywa się w szparkach,bunkrach,tunelach tajemnych -nie wydaje się być odpowiednim adwersarzem.Po tych dwóch, nie sposób spodziewać się rozwoju akcji niczym w "Alien vs Predator".Tamara jest raczej dobrotliwym,pociesznym grubaskiem,który rozkoszuje się wylegiwaniem tu i ówdzie,a najchętniej ówdzie...byle w jak największym ukryciu.Dziś więc, znalazła dziurkę.

Ot taką małą dziureczkę.Taką ciupeńką,tyci tyci. I kiedy przeczesywałam terrarium w stanie przedzawałowym,z rytmem serca,którego wykres mógłby być perfekcyjnym materiałem badawczym nad funkcjami,wektorami itp dla doktoranta fizyki ..okazało się,że Tamara ta wielka ,gruba baba wyglądająca jakby całe życie spędziła na diecie zza oceanu,wcisnęła się w ów dziurkę.I za cholerę nie chciała opuścić pozycji.Jak cholerny harcerzyk na warcie- siedziała w tej dziurze i w pełnej przyczajce z przyuważką wyzierała na mnie jednym okiem. No szlag nas chciał trafić.Nas,bo Frida na krok nie odstępuje mojej ręki.Gdybym była osobą naiwną,mogłabym stwierdzić,że to afekt,miłość,przywiązanie,sentymentalizm czy uwielbienie dla wdzięku i powabu z jakim poruszam palcami (w tym jednym okaleczonym przez naszego lokalnego eunucha!)...ale ,ale ...bądźmy realistami.Wodzi za mną wzrokiem, bo kojarzy mnie z żarciem.Motyla noga,całe życie człowiek walczy z przeznaczeniem by coś osiągnąc,a kończy jako przedłużenie pensety z paskudnymi ,wijącymi się insektami.Upadek człowieczeństwa.W każdym razie,odczekawszy kilka godzin zdołałam ów dziurę kamyczkami przyblokować.I tak Tamara,od 1,5 godziny cierpliwie próbuje przesunąć wspomniane kamienie wzrokiem.Kaszpirowski normalnie,jak nic.

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Kurczaki dla odmiany.


Cholera,jak bardzo zgadzam się z kurczakami wiem to tylko ja i one...no i wszyscy wkoło, bo nigdy nie omieszkam poinformować o swoim poniedziałkowym nastroju.Słucham sobie Set Your Goals i myślę,że nic mądrzejszego niż kurczaki nie wymyślę.Zostawiam Was więc z przemyśleniami prosto z kurczakowego świata.

Przy okazji fota Salviego,żyje i jakby bez jajec stał się bardziej aerodynamiczny,znaczy się w chwili robienia zdjęć.Znaczy się stąd zamazana głowa.
Tamara się dziś zabunkrowała, więc zdjęcia nie będzie,ale za to Frida Kahlo bawi się w Larę Croft i przeczesuje teren.
I to tyle na dziś.

niedziela, 25 stycznia 2009

Śniadanie ekhm kolacja mistrzów...

Po pierwsze primo,pragnę donieść,że Salvador Dali ma się dziś całkiem dobrze. Leżakuje,od czasu do czasu przemierzy faunabox w celu rozprostowania stawów.Stąpa ostrożnie ,wciąż spoglądając w stronę pokoju...bada czy przypadkiem nikt nie czai się na jego drugie jajo.Zbudował sobie dziś w jego obronie zasieki z papierowych ręczników,pracował nad tym pilnie noc całą.Rano,kiedy przybyłam z moim super ekstra spryskiwaczem,przyglądał mi się bacznie czy gdzieś zza plastikowego rozpylacza wody zbawiennej, nie wychyla się pan weterynarz z paskudnym metalowym skalpelem,który bezceremonialnie pozbawił go 1/2 męskości.Wydaje się jednak,że przwzwyciężył niechęć do mnie i po dwóch krawych atakach zdołaliśmy dojść do kompromisu : ja zachowam kończyny,on pozostałe jedno jajco.Odkładamy na bok broń białą,ostrą,zęby i skalpele.

Znając jednak płeć męską jestem przygotowana ,na jak to mówią anglosasi "revenge", więc spodziewam się ,że lada dzień dopadnie mnie gangrena,ręka sama odejdzie,albo co najmniej zaatakuje mnie w nocy szczep nieznanych dotąd bakterii hodowanych przez Salviego specjalnie na tą okazję.W każdym razie,na wypadek,gdybym miała odejść i zapłacić za haniebny czyn wobec "jajec" Salviego donoszę,że dziewczęta na dzień dzisiejszy mają się świetnie.

Poczyniłam również pewne obserwacje,a mianowicie w gadzim świecie nie obowiązują diety. Odnotowałam,że jedna Frida jest w stanie zjeść więcej w ciągu jednego posiłku ,aniżeli Salvi konsumował na podwieczorek i kolacyjkę razem wzięte.A Tamara? Ta to ma spust. Z powodu ich zapotrzebowania na jedzenie zaczęłam dziś z uwagą śledźić kurs dolara...niewykluczone,że czeka mnie wyjazd na saksy w celu utrzymania tej mojej gadziej familii.
Śniadanie mistrzów? Dobre sobie żarty,toż to spotkanie na szczycie corocznych zwycięzców na największego pochłaniacza hotdogów rodem z "Hameryki".

Ja tu subtelny obraz E.Maneta na dzień dobry,jak to sobie intelektualiści i bohema niezobowiązującą przekąszą,dziubną kawałeczek pychotki,ot tak troszeczkę.Delicje tyci tyci.Tymczasem mamy do czynienia ze zjawiskiem,zdecydowanie lepiej zilustrowanym przez fotografię przedstawiającą ordynarny,ociekający tłuszczem plebs.A najlepiej przed telewizorem,z Colą i zdecydowanie w rozkosznie opiętej utytłanej,siateczkowej koszulinie bez ramiączek.Koniecznie pamiętającej czasy Mundialu 74 .Ach to gadzie życie.

ps.
Salvadora staram się nie niepokoić.Stąd nie ma zdjęć.Wolę nie nadużywać jego dobroci,skoro tylko wybaczył -niech mu się nie narażam.

sobota, 24 stycznia 2009

Po zabiegu


Salvador Dali przeszedł dziś zabieg amputacji półprącia tzw hemipenisa. Czasami się zdarza,że hemipenis się uszkodzi -na co podobno nie mają wpływu warunki w jakich przebywa więc pewnie niesłusznie się obwiniam za jego chorobę.Choć to nie pomaga i gdybym mogła to bym się zakuła w dyby.

Informacja zaczerpnięta z forum :
"Samiec po zabiegu usunięcia półprącia jest ciągle płodny. Hemipenis to swego rodzaju rynienka, którą wyprowadzane jest nasienie z urodeum(część kloaki :)) samca do urodeum samicy. Zwykle dochodzi do uszkodzenia prawego półprącia, które jest częściej używane(swego rodzaju praworęczność"

Mimo natychmiastowego zauważenia wypadnięcia prącia,weterynarz nie zdołał tego niestety wyleczyć w sposób inny niż amputacja.Obecnie chłopak ma założony szew i dochodzi do siebie w sterylnym terrarium,gdzie pobędzie jakiś czas,aby wszystko się zagoiło.

Wczoraj byłam dumna, Salvi zachowywał się bardzo grzecznie u pana doktora,dziś za to wstąpił w niego Damien z Omenu i rzucał się,wyrywał,użarł mnie do krwi.Zresztą,co się dziwić- obcieli mu jajco.Biedulek,naprawdę czułam się jak ostatni Judasz trzymając go i patrząc jak bidak się męczy.
Zachciało mi się samiczek i teraz mój pupil musi cierpieć w nudnym faunaboxie,gdzie nie ma ukochanych kamieni,kokosów,gałęzi i wysepek.Oby mi za karę została blizna po ugryzieniu.

W celach informacyjnych załączam zdjęcie hemipenisa ze strony http://macularius.wz.cz/chov.htm:
Tak wygląda wypadnięcie :
Pierwsze kroki zgodnie z radami bardziej doświadczonych sugerowały,że natychmiast należy przenieść zwierzaka na ręczniki papierowe,osobny pojemnik,a przede wszystkim mocno nawilżać ,aby nie wdała się martwica.Nie podawałam pożywienia,ponieważ Salvador ma zapas,a "parcie" przy wypróżnianiu w moim odczuciu mogło tylko zaszkodzić.Udałam się również do weterynarza jak tylko było to możliwe.

Ślad po ząbkach
Mamy mały chaos,totalnie wszystko się sypie.Salvador dziś kolejny raz jedzie do weterynarza,tym razem na zabieg.Trzymajcie kciuki za mojego dzielnego zwierza.Martwię się,że młody choruje i że męczę go transportem.Trzymajcie kciuki.


Dziewczynki zdrowe,jedzące.

piątek, 23 stycznia 2009

UUUUUUUUU

Salvi się pochorował,dziś czeka nas weterynarz.Nie wiem czy się chłopaczyna podniecił czy mu kloaka wypadła.Tak czy siak,biedak został wyalienowany i przeniesiony do wilgotniejszego faunaboxa.Samotnie.Rekonwalescent przebywa w sterylnym pomieszczeniu,bez twardych krawędzi i ...kobiet.Bardzo się martwimy o Salvadorka .

czwartek, 22 stycznia 2009

Smutno





Jestem chora,zmęczona i nic mądrego mi do głowy nie przychodzi.Zwierzaki mają się dobrze
Salvador
Tamara

środa, 21 stycznia 2009

Frida zwana Rudą Wydrą napastuje Salvadora.

wtorek, 20 stycznia 2009

I Bóg stworzył kobietę...


Dokładnie tak,jestem umierająca."Ze" 50 stopni,czacha pulsuje,ale nie podejrzewam by było to rezultatem jakiegoś procesu myślowego w toku,wzdycham,kicham i prycham.Osierocę gady jak nic.A najpewniej dziś w nocy odejdę do krainy niebytu, bo słaba jestem i wiotka niczym listek na wietrze...tak ,tak,ale nie o mnie miało być.

U gekonów życie płynie własnym tokiem.Frida Kahlo dziś przybiera nowe szaty królowej,walczy namiętnie z wylinką i zacietrzewiona dewastuje swój manicure.Ktoś by mógł pomyśleć,że to kolejny odcinek show "Łabędziem być",bądź innej farsy telewizyjnej produkującej urocze damy za pomocą pędzelka i kilku ruchów grafika.Ale to natura,najdoskonalsza w prostocie swej...choć ,gdy tak patrzę jak Frida stara się poprzestawiać sobie kończyny to zaczynam podejrzewać,że może Matka Natura czasem perfidnie sobie żartuje.


Tamara i Salvador po kilku "cichych dniach" (och, tak cichym dniom jak i orgazmowi Cosmopolitan poświęcił kilkaset zacnych numerów)zdecydowali się grać w jednej drużynie,ale jak widzę- bez solidnych ochraniaczy się nie obejdzie.

Układ sił sprzed dni kilku była taki : "mnie nie ma,Ciebie nie ma,a tym bardziej jej nie ma."
Otóż, cała jakże wesoła gromadka postanowiła żyć tak ,by nie dać odczuć swojej obecności pozostałym.W praktyce oznaczało to przemierzanie 2cm w 20min by nie dać poznać,że w tej części terrarium nastąpił ruch powietrza.Pod osłoną barw kamuflujących czaili się niczym w "hamerykańskich" filmach wojennych,tylko jakoś wątków romansowych niet.I tak zmiany miejsc koczowania następowały na zasadzie produkcji liniowej- przesuwanie o jeden w prawo.Aż dnia dzisiejszego zaobserwowałam komitywę Tamary i Salvadora.


Proszę państwa,nie mówię o rzeczonej miłości,ale wspólnie zasiedli do stołu.Salvador Dali wychowany w duchu poszanowania obyczajów pozwolił damie częstować się pierwszej,przez chwilę myślałam,że zniecierpliwiony skończy tak :
Ale zdołał jakoś powstrzymać gałki oczne,cierpliwie odczekał i skonsumował wreszcie małych, pełzających przyjaciół.Kolacja jednak nie poszła po myśli romansiarzy,pewnie nie zabrakło mitycznego "Kochanieeee,musimy porozmawiać"- bowiem każde teraż śpi w odrębnych końcach terrarium.Aż strach gasić światło,bo nie wiem czy Niebieska Linia dziś jeszcze działa.

Tamara De Lempicka

niedziela, 18 stycznia 2009

Money,money,money



Dziś będzie o najważniejszej kwestii na świecie...nie zwierzęta,miłość,sztuka ...nawet nie o człowieczeństwie.Tylko o kasie.Plugawej,ale kasie. Nie będzie to post o tym jak stać się bogatym,bo gdybym to wiedziała to nie byłabym frajerem i nie zdradzała taktyki innym.O nie. :)
Post będzie o tym,że miałam zamiar swego czasu cieszyć Wasze oczy pięknymi zdjęciami moich gekonich cudów natury.Zdjęciami,bo w swoje pióro nie wierzę tak bardzo jak w urodę gadów :) Plan był,intencje były,obiekty skore do przypozowania również,ale ...Oto krótka etiudka o tym jak odkryłam prawdę o życiu...
1
Piękną sobotę tej zimy mieliśmy.A konkretnie cudnie śnieg prószył za oknem,a mróz tak siarczysty,że stojąc na przystnaku można było zaznać czym są technologie przyszłości jak hibernacja.Tegoż pięknego poranka wstałam z myślą,że dziś z partyzanta zrobię dziewczynom zdjęcia.Delikatnie,tak by ich nie stresować,ale jednocześnie oddać te cudowne ciałka,niebywałą głębie oczu i inteligentny wyraz pyska. Po 5 próbach ujęcia na zdjęciu powyższego,uznałam,że może wystarczy jak po prostu będą wyglądać jako tako.Ale jeśli chciałabym osiągnąć ten cel za pomocą mojego aparatu musiałabym oślepić dziewczęta "subtelną"lampą błyskową,gdyż po wkonaniu zdjęcia wyglądały jak plama,urocza,ale zawsze to tylko plama.Pomyślałam,że gdy tak walnę im po oczach niemiłosiernym blaskiem,to poza oczyma niczym wyjebane bezpieczniki w kadrze nie zmieści się nic.Zaprzestałam.
2
Pojawiło się zwątpienie,ale i maleńka nadzieja,maleńka niczym organ myślowy niejakiej Paris H,że może jednak w innym świetle uda się ująć urok dam.Niestety,mimo prób i mimo pełnego zaangażowania mojego,nie zdołałam dziewczyn w sposób godny utrwalić na cyfrowej kliszy.A nich to,motyla noga- pomyślałam.I tym samym złożyłam broń.Zdjęć nie będzie.Chyba,że trafi się sponsor gotów obdarować mnie sprzętem godnym Gudzowatego.

A co u gadzin.Zadziwiający spokój.Czuję,że będzie wielki "suspens".Zwykle w filmach z flakami,ketchupem,latającymi kończynami i rozwartymi jamami cielesnymi wszystko tak się zaczyna.Spokój,cisza,sielanka. Dziwczęta śpią przytulone.Troszkę jak ilustracja do Kamasutry.I śpią.Przekąsiły,potrzeby załatwiły i śpią niewzruszone.Salvador obrażony na świat boski cały.Nie cieszą go jak zwykle robaki kapryśnie poruszające swymi tysiącami nóżek.I promienie sztuczne nie grzeją już tylko dla niego.Oj dziwny to czas.Dziwny.

Czytałam,że Sodoma i Gomora powinna się tu dziać.A tymczasem cisza.Coś wisi w powetrzu.Wiem to.

sobota, 17 stycznia 2009




Woah!
Warszawka przyjechała! Wczoraj po niedługiej podróży pociągiem InterCity,pierwszą klasą i w towarzystwie zacnych konduktorów na ziemie zagłębiowskie dotarły Frida i Tamara.Spodziewałam się,że mimo doskonałych warunków dziewczyny będą w lekkim letargu,bądź co bądź pokonały trochę kilometrów.Jakie było moje zdziwienie,kiedy Frida na dzień dobry próbowała skasować mi palec,uciec a następnie prawdopodobnie zapanować nad światem.JAkże bowiem inaczej tłumaczyć chęć zdominowania wszystkiego,począwszy ode mnie po przedmioty nieożywione.I tak,Frida ma w sobie głąboko płynącą latynowską krew.
Moja Fridka obmyśliwszy chytry plan,po skonsumowaniu kilka nieświadomych niczego robaków ,przepełniona energią zdecydowała się połączyć w sobie cechy Pinkiego,Lary Croft,Godzilli i Czarnej Mamby z Kill Bill.W podobny źółtym deseniu,jak ta ostatni zdecydowała się na karkołomne figury,skoki,śmiałe wyginanie ciała,a nade wszystko obserwację każdego ruchu w promieniu 300m.Bohaterowie mają to do siebie,że charakteryzuje ich niezłomność i najczęściej śmieszne rajtuzy...ale nie o tym ...Frida niezłomnie przez ostanie kilkanaście godzin demoluje...A co się będzie oszczędzać?

Czym byłby Pinki bez Mózgu? No właśnie.Jest oczywiście i Tamara,pełna wdzięku,wyciszona,stonowana i z klasą.Z lekką dezaprobatą obserwowała szaleńcze działania Fridy.Spokojnie spacerowała wkoło,a kiedy trzeba było zdzieliła pobratymca po głowie.
Jest w niej coś mistycznego,kiedy z niebywałym spokojem obserwuje dokonujące się wkoło zmiany.

Reszta za czas jakiś,będę oczywiście opisywać przygody ,a jednocześnie jak tylko ogarnę dziewczyny wstawię zdjęcia.

piątek, 16 stycznia 2009


DZIEWCZYNY PRZYJECHAŁY!!!
relacja jutro.


czwartek, 15 stycznia 2009

Szymon S,kobiety i Andy W.



Że niby czekanie takie uświęcające środki,że takie pouczające i kształtujące charakter? Rozumiem,że czekanie może mieć ogromne znaczenie,taki Szymon Słupnik.Chłopak miał naprawdę pasjonujące hobby.A to ciało sobie sznurem z cierniami spętał,nie chcę wnikać w jego preferencje w sferze intymnej-ale mnie to wygląda całkiem podejrzanie.Z uwielbieniem do takich zabaw ma chłopak zagwarantowaną pozycje Super Admina na forum SM.Lubił tez zamknąć się w cysternie na wodę .Przynajmniej nie miałby w dzisiejszych czasach problemów z kredytami mieszkaniowymi,kryzysami gospodarczymi ,bo cysterny i beczki jeszcze oficjalnie nie funkcjonują na rynku nieruchomości.Jeszcze,bo cwaniaki z agencji mieszkaniowych widocznie nie wyniuchały potencjalnego źródła zarobku.
I taki Szymon S,jak już przykuje się łańcuchem do kilkunastometrowego głazu to może sobie czekać.Ma czas i zacięcie i nic lepszego do zrobienia.Ale ja?Za co?Niech mi Andy W nie próbuje dowieść jak niezwykle ekscytujące jest czekanie.Jemu może dzięki czekaniu wyszły spod ręki sitodruki Bożka naszych czasów Coca-Coli.Mnie,udaje się stworzyć jedynie kilka neologizmów,które gdybym chciała tu zamieścić -to raczej za pomocą pisma obrazkowego :!@#%%^^&*.Pff.

W każdym razie pomijając moje frustracje, dodaję zdjęcie hedonisty jedynaka.Jeszcze nie wie,że wkrótce nadejdzie czas ,gdy nie będzie oczkiem w głowie i jedynym dzierżawcą meandrów terrarium.Gdybym wierzyła temu co głoszą mężczyźni ,to musiałabym niezwykle zmartwić Salavdora.Nadchodzą ciężkie czasy.Baba w domu to problem,a dwie to już apokalipsa. Nie ma wygrzewania się bez celu w ulubionym fotelu,ekhm...na kamieniu.Nic nie będzie juz jak kiedyś.Z dwoma nie wygrasz.Na Twoim miejscu Salvi,juz bym strugała krzyżyk z konaru i dołek kopała.A najlepiej pochowała się żywcem.


ps.
Baletnica by Degas oczywiście.

środa, 14 stycznia 2009

Inspektor Gadget na tropie.



Ostatnio doba się skurczyła,albo godziny umykają w takim tempie,że czasu mało,malusieńko.Ciężko wygospodarować chwilę.Po powrocie do domu zwykle zmęczona i z tysiącem rzeczy do zrobienia, zastaję taki widok jak poniżej.Salvador wyciągający szyję w sposób jaki mógłby zaniepokoić każdego biologa.Kilka dodatkowych kręgów szyjnych?Była niegdyś bajka Inspektor Gadget. On zwykle rozwiązywał zagadki,był na tropie.Mój gekon tropiący ,ma coś z wyżłów pewnie."Węszy"co się dzieje,co robię,dlaczego jeszcze do niego nie zaglądam i nie wrzucam nowych śmierdzieli do konsumpcji.Dlaczego nie odmeldowuję się,no jak tak można.Ruszać się po pokoju i nie zajrzeć.Całkiem miło jest mieć własnego stwora o sprężynach zamiast stawów.

Generalnie mamy z Salvim mały "gó****" kłopocik.Ja wiem ,że to bohema artystyczna i wiem,że drzemie w nim nonkonformistyczny stosunek do norm i zasad.Ale tworzenie abstrakcyjnych obrazów na ścianie za pomocą środków naturlanych (nie trudno domyślić się jakich) jest naprawdę naprawdę wyzwaniem dla koneserów sztuki.Kandinsky to to nie jest,może bardziej inspiracja Pawłem Kwaśniewskim,który zasłynąc z odcinania sobie fragmentów skóry i tryskającej krwi.Nie wiem czy to performance,czy zwykła złosliwość,ale kupy na ścianie są passe.Nie wszystko wybacza się artystom.
Plakaciwo samego mistrza Stasysa Eidrigevicius'a

poniedziałek, 12 stycznia 2009

U -boot

Dziś tylko dwa zdjęcia Indiany Jones'a w trakcie misji zwiedzania nieznanej dżungli. Miało być literacko i jest.A tak naprawdę, to przyłapałam go na gorącym uczynku,tzn przeszukiwaniu terenu w celu zidentyfikowania "u-boot'ów" typu MM.Dla niewtajemniczonych dodam,że MM to pseudonim powszechnie znanych zajumaczy marchewek,czyli mączników młynarków. MM to takie podłużne paskudztwo,które z dużym prawdopodobieństwem sporo nagrzeszyło za życia poprzedniego, skoro kończy jako rozmemłany robal w pysku Księcia Salviego.Mączniki są paskudne.Szybko pełzają,wydzielają swądek i są zwinne jak chińskie akrobatki od dzieciństwa "hodowane" w szkołach dla cyrkowców.Taaak,to jest właśnie ciemna strona mocy hodowania gekonów. Niech moc będzie ze mną jeśli natrafię na jakiegoś już przekształconego w to :
Ps.Podobno jak się klika na zdjęcia to się powiększaja.Podobno.Elvis też podobno żyje.
Ps2 Zdjęcia robali ukradłam z google.