środa, 14 stycznia 2009

Inspektor Gadget na tropie.



Ostatnio doba się skurczyła,albo godziny umykają w takim tempie,że czasu mało,malusieńko.Ciężko wygospodarować chwilę.Po powrocie do domu zwykle zmęczona i z tysiącem rzeczy do zrobienia, zastaję taki widok jak poniżej.Salvador wyciągający szyję w sposób jaki mógłby zaniepokoić każdego biologa.Kilka dodatkowych kręgów szyjnych?Była niegdyś bajka Inspektor Gadget. On zwykle rozwiązywał zagadki,był na tropie.Mój gekon tropiący ,ma coś z wyżłów pewnie."Węszy"co się dzieje,co robię,dlaczego jeszcze do niego nie zaglądam i nie wrzucam nowych śmierdzieli do konsumpcji.Dlaczego nie odmeldowuję się,no jak tak można.Ruszać się po pokoju i nie zajrzeć.Całkiem miło jest mieć własnego stwora o sprężynach zamiast stawów.

Generalnie mamy z Salvim mały "gó****" kłopocik.Ja wiem ,że to bohema artystyczna i wiem,że drzemie w nim nonkonformistyczny stosunek do norm i zasad.Ale tworzenie abstrakcyjnych obrazów na ścianie za pomocą środków naturlanych (nie trudno domyślić się jakich) jest naprawdę naprawdę wyzwaniem dla koneserów sztuki.Kandinsky to to nie jest,może bardziej inspiracja Pawłem Kwaśniewskim,który zasłynąc z odcinania sobie fragmentów skóry i tryskającej krwi.Nie wiem czy to performance,czy zwykła złosliwość,ale kupy na ścianie są passe.Nie wszystko wybacza się artystom.
Plakaciwo samego mistrza Stasysa Eidrigevicius'a

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz