niedziela, 17 maja 2009

Niedzielny obiadek

Bo wszyscy oczekują niedziel...
Ależ owszem,przy niedzieli kultywuje się rodzinne obiadki.Tak,udawanie wzajemnej sympatii i przywiązania do tradycji. W niedzielne przedpołudnia słychać wszem i wobec znane dudnienie tasaków,ubijaków a ponad wszystko młoteczków do mięsa równomiernie wybijających rytm przez gospodynie domowe. Chińczycy do zgromadzenia takiej "bębnowej" orkiestry potrzebują specjalnej okazji Igrzyska, feta z okazji skutecznego zatuszowania kolejnego mordu dokonanego przez władzę na tysiącach niewinnych ludzi...a w Polsce? A w Polsce,dar niedoceniony,diament nieoszlifowany : najbardziej oddana tradycji orkiestra gospodyń wybijających swą muzykę na ...bogu winnych schaboszczakach.
W niedzielę jest jeszcze rosół. Ciecz ,która ma niebywałe historyczne znaczenie. Kawał mięcha,trochę płynu a ponadprzeciętnie doceniany przez naszych rodaków. We wszystkich wspomnieniach z dzieciństwa prześladują mnie tłuste oka w rosole wyglądające jak kratery pragnące pożreć moje niewinne ,dziecięce ciałko. Maratony wokół stołu,chowanie się we wszelkich możliwych zakamarkach i próby samobójcze przez podcięcie sobie żył plastikową łopatką...a wszystko to by,nie musieć jeść wymemłanego kurczaka.

Ach ,Polska jak długa i szeroka płynie tymi "okami" i poobiednią próbą podtrzymania relacji rodzinnych przez wspólne wlepianie oczu w ekran TV.

A u nas?
Jest niedzielne lenistwo.
Są niedzielne pogawędki.
Ale,gdy tylko na horyzoncie pojawia się jedzenie...zaniechane są wszelkie interpersonalne relacje na rzecz konsumpcji. Jak sępy czekają,jeszcze nie zdołam posypać witaminkami a już oczy wlepione w "talerz".
Jeszcze nie zdołam dobrze mrugnąć okiem a nadciąga pochmurny szwadron gotowy do wypełnienia źołądków...bez dna.Wypełzają z każdej strony,jak Zombie z Nocy Żywych Trupów.Zewsząd.
A potem? Nie czas na świętowanie...nie od dziś wiadomo,że "Gdy pies je,to nie szczeka bo mu micha ucieka"

Ps.
El obrazo : Hopper.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz