poniedziałek, 23 lutego 2009

Mam złe wieści,w tym roku kolejny raz pominęli mnie na Oscarach.No motyla noga,a ja sobie starannie wyselekcjonowałam żarty do przemowy.Odświeżyłam sukienkę studniówkową,a w przerwie przygotowań trenowałam powalający uśmiech godzien czerwonego dywanu.I nic. I pozostaje nam tylko jak co roku oglądać to targowisko próżności.Że niby wszyscy krytykujemy,pomiatamy,a po co ?a dla kogo? A mimo pogardy jaką rzekomo darzymy ów igrzyska próżności to i tak niecierpliwie niczym "zajenc " z reklamy pewnych baterii przebiramy nóżkami nie mogąc się doczekać transmisji.Świat oszalał na punkcie Oscarów,ale nie dajcie się ponieść wyobraźni!To nie same nominacje i nagrody odgrywają wiodącą rolę...wszystkie portale modowo-plotkarskie aż odnotowują tysiąckroć większą liczbę odsłon.Komu podwinęła się nogawka,kto zapomniał o rozporeczku,komu zaszkodziła suknia haute couture i pewnikiem będzie mu się śnić po nocach niczym Koszmar z Ulicy Wiązów.Kamerzyści namiętnie śledzą wszystkie grymasy przegranych,oczekując być może aktów niczym ze sceny teatru dramatycznego.Jeśli nikt z przegranych nie zemrze na zawał,nikt nikogo z zazdrości nie dziabnie szpikulcem do lodu w samo serce...to może ktoś się choć zakrztusi wisieńką podaną w iście Oscarowym stylu?.

I mogą się ludzie na czerwonym dywanie prężyć w tańcach godowych...a mogą.Ale to przedstawienie nie znaczy nic dla moich gadów. I to jest właśnie jeden z elementów, który pokazuje jak wiele powinniśmy się od braci mniejszych nauczyć.


ps
Zmarł Franciszek Starowieyski.Wielka to szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz