niedziela, 22 lutego 2009


Pamiętam jak dziś rewolucyjna kasetę VHS,która święciła triumfy lat kilkanaście temu wstecz.Pamiętam,że wówczas wszystkie panie każdego dnia przez piętnaście minut dziennie doprowadzały do perfekcji giętkość ciała.Zawzięcie wyginały śmiało ciało próbując objąć się własnymi nogami, bo tak nakazywała rzeczona kaseta.

Dojście do perfekcji w Callanetics było jednak niczym,w porównaniu do wysiłku jaki należało włożyć w próby wciśnięcia wcale jeszcze nie giętkiego ciała w w lycrowe body.Gromkie trzaski nie były złowieszczymi sygnałami apokalipsy,ale echem odbijającym się od ścian M wszelakich,w zaciszu których masowo pękały kostiumy obciskajki.Ale,ale ponoć nie ma rzeczy niemożliwych.Zapewnie minie jeszcze kilka lat nim wielbicielki gimnastycznych tortur zaczną odczuwać pierwsze reumatyczne bóle,poniekąd przywodzące na myśl średniowieczne tortury związane z łamaniem na kole.Kto by pomyślał,że to właśnie ów tortury dadzą początek wszelkim odmianom gimnastyki,aerobików,stretchingów i innych form "rekreacji" dziś uznawanych za obowiązkowe dla wszystkich modlących się namiętnie do bożka o imieniu "Młodość".

Kiedyś biczowanie było karą za niecne czyny,dziś rzekomą przyjemnością,która ma poprawiać krążenie krwi.Kiedyś łamali Ci kości na kole,dziś sam to robisz przy drabinkach,aby móc poczuć się super sprawnie sięgając do nosa czubkiem maciupkiego paluszka stopy.Kiedyś obcinali Ci głowę w ramach artystycznego performance ku przestrodze zgormadzonej gawiedzi....dziś artyści się okaleczają sami.No tak,nie możesz liczyć na innych?Licz na siebie.


Pomijając wydarzenia historyczne niemal,warto nadmienić,że odkryłam u Savadora Dali'ego niebywały zapał do pójścia w ślady ów masochistek sprzed kilkunastu lat.

Rąsia w lewo,nózia w bok,a czubkiem nosa ciągnij ziiioooom w kierunku ogona.Te heroiczne próby mogą się skończyć przyśpieszeniem wylinki,gdy mu skóra w szwach popęka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz